Recenzja: Restauracja Da Vinci w Gdyni

Być może przechodziłeś już tą drogą. Spojrzałeś na szyld, zerknąłeś na wywieszone menu. Być może byłeś przypadkiem po ciepłego pączka i nawet nie zdawałeś sobie sprawy, gdzie jesteś. Świętojańska 15. Miejsce, gdzie polska rodzinna tradycja i gościnność miesza się z włoską klasyką i smakiem. Zapraszam do Da Vinci!
Lubię przepełnione motywacją dni robocze, gdy wiem, że po ukończonych zadaniach czeka na mnie jeszcze coś więcej. To chyba właśnie dlatego podświadomie, gdy przychodzi niedziela, zaczynam planować każdy dzień tygodnia. Pośpiech, który z jednej strony akceptuję, z drugiej zaś przeklinam w myślach, jest zbawienny tylko w jednej kwestii. W relaksie. To właśnie dzięki codziennemu pędowi mogę jeszcze bardziej docenić chwilę resetu i oderwania się od szumu.
Tym razem wybór padł na Gdynię. Nie jestem stałym bywalcem tego miasta, jednak całym sercem doceniam jego kulinarną siłę. Mimo to, niewiele jest miejsc z taką tradycją i duszą, jak te, do którego trafiliśmy.
Otwarta od niemal 14 lat Restauracja Da Vinci skrywa w sobie to, co za czym tęsknię w zwykły dzień. Unoszący się w powietrzu błogi spokój, odprężająca muzyka i ciepły uśmiech właścicieli. Do tego niemal na każdym kroku przenika duch samego Da Vinciego. Obrazy, pianino, ukryte niewielkie płaskorzeźby, świece i regały z winem. To wyjątkowy skrawek Włoch w gdyńskiej odsłonie.
Wiecie, co jest najwspanialszą cechą tego miejsca? Tradycja. W każdym aspekcie. Począwszy od niekończącej się miłości do włoskiej kuchni, rodzinnym i nieprzerywanym biznesie, na tej samej załodze od lat kończąc.
Pani Maria i jej córka Kasia z ciepłem wspominają pasję Pana Jerzego, współzałożyciela restauracji Milano, znamienitej La Gondoli, a następnie Da Vinci, które zostało otwarte na początku 2003 roku i gości mieszkańców Gdyni aż do teraz. Na przestrzeni lat stali bywalcy zostali niemalże częścią tego miejsca. Przychodzą kilka razy w tygodniu na obiad, celebrują ważne okazje, zapraszają przyjaciół, czy po prostu wpadają się przywitać.
I chyba to jest właśnie magia Da Vinci. Tu nie przychodzi się jak klient. Tu jest się gościem. Z kieliszkiem wina, kawą, lodami lub obiadem. Przekraczając próg, masz wrażenie, jakbyś wybrał się na rodzinne spotkanie. Nie po to, aby zjeść-podziękować-wyjść. Tylko po to, aby usiąść i na chwilę zapomnieć o tym, że za oknem Świętojańska tętni swoim życiem. Tu jest czas na rozmowę i dobre jedzenie.
W menu nie ma przepychu i niezdecydowania. Karta została streszczona do tego, co się sprawdza: dobrej jakości mięs, ryb, owoców morza, domowej roboty makaronów i zup.
Na przystawkę nie ma tu focacci, a na danie główne pizzy. Jest za to carpaccio, krewetki, ślimaki z gorgonzolą, cielęcina, halibut lub sandacz. Dlaczego? Bo mało jest miejsc, w których można zjeść m.in. świeżą jagnięcinę zamiast powszechnej margarity.
Na poczekajkę dostaliśmy bruschettę z prosciutto i sosem balsamicznym. Rozwiązanie idealne dla każdego mięsożercy. Dla wegetarianina – bruschetta z pomidorami i oliwą sprawdziłaby się tu równie dobrze.
Miał rację. Decydując się na przystawkę w postaci carpaccio, wybierzcie tę z pastą. Doskonale dopełnia smak.
![]() |
Po lewek: krem z dyni z pomarańczą (13 zł) / po prawej: carpaccio wołowe z pastą truflową (29 zł) |
Co tu dużo pisać. Ryba okazała się fantastycznie delikatna, a sos jak obłędnie pachniał, tak smakował. Kąciki moich ust podniosły się jeszcze wyżej, gdy uświadomiłam sobie, że pieczone ziemniaki to… naprawdę upieczone prawdziwe ziemniaki. Nie żadne mrożone cząstki z oblepioną przyprawą. Takie, jak lubię i pamiętam z domu.
![]() |
Po lewej: halibut w sosie borowikowym (ok. 49 zł) / po prawej: polędwiczki wołowe w sosie borowikowym (32 zł) |
Szef kuchni: Piotr Gafka
Ceny: od 13 zł (za zupę dnia) do 84 zł (danie główne: grillowane krewetki)
Moja ukochana restauracja! Dziękuję za Twoją opinię bo w pełni oddaje to co myślę o tym miejscu! Ah…aż zamarzyłam o tym jedzeniu…:)
To już wiem czym się inspiruje kcalmar 🙂 Mają podobne smaki bardzo!